DZIAŁ: WIERSZE |
||
MOJE WIERSZE
|
BLASKI W CIEMNOŚCIACH
Pewnego razu, gdy siedziałem jak zwykle na ławce w moim ulubionym parku, przysiadła się do mnie jakaś staruszka i grzecznie zapytała:
- czy mogła bym z panem chwile porozmawiać, bo już od kilku dni do nikogo się nie odzywałam.
- odpowiedziałem - bardzo chętnie.
- cieszę się, młody człowieku, że nie wstydzisz się ze mną rozmawiać., ale piękny dziś dzień.
- czy mogę opowiedzieć ci pewną historię, takiej jednej dziewczyny, myślę, że cię zaciekawi.
- oczywiście, proszę mówić.
No i tak mówił i mówiła, a ja słuchałem tej przepięknej, a zarazem smutnej i zaskakującej historii.
Postanowiłem teraz przekazać tą historię Tobie. Oczywiście nie jestem w stanie przedstawić tego co usłyszałem, zbyt dokładnie, ale myślę, że ci się spodoba.
Kasia była dość ładną dziewczyną. Miała zielone oczy i była smukłą, wysoką, długowłosą blondynką. Każdy, kto zobaczył ją pierwszy raz, mógł sądzić, że jest szczęśliwa i nic jej nie brakuje, ale i ją spotkało mnóstwo zawodów. Była jedynaczką, w domu panowała idealna atmosfera, wszyscy się kochali i byli szczęśliwi. Jednak do czasu, bo pewnego dnia wszystko się rozsypało. Ojciec Kasi znalazł sobie kochankę, a mama tak się zaangażowała w robienie kariery, że nawet własnej córki w domu nie zauważała. Więc z czasem atmosfera w domu się popsuła, zaczęły wybuchać kłótnie, sprzeczki o byle co, aż doszło, w bardzo szybkim czasie, do najgorszego. Rodzice postanowili się rozwieść. Żadne z nich jednak nie pomyślało, nawet przez chwilę, co będzie się działo z Kasią. Mama postanowiła wyjechać na stałe do odległego o kilkadziesiąt kilometrów miasta i tam zamieszkać. Ojciec natomiast przeprowadził się do swojej kochanki. Kasi pozostało do wyboru z kim chce zamieszkać: z matką, z ojcem lub też zostać na miejscu i zamieszkać z babcią. Ponieważ kochała jednakowo obojga rodziców, nie chciała robić im wyjątków i zamieszkała z babcią. Więc zamieszkały razem w niedużym przytulnym domku. Pewnego razu, gdy babcia weszła do pokoju swojej wnuczki, zobaczyła, że Kasia leży na podłodze na wpół przytomna. Wystraszona od razu zbiegła na dół i wezwała pogotowie. Po kilku minutach lekarze byli już na miejscu. Babcia widząc Kasie dopytywała się, czy będzie żyć. Lekarze nic nie odpowiedzieli, tylko szybko zabrali ja na intensywną terapie. Po kilku minutach babcia zjawiła się w szpitalu. Kasi nie groziło już niebezpieczeństwo. Babcię zawołano do dyżurki i przedstawiono jej istotę tego dziwnego ataku. Okazało się, że Kasia od dawna zażywa narkotyki. A tym razem niestety przedawkowała heroinę, a na dodatek zażyła jeszcze kilka mocnych środków odurzających. I trzeba będzie ją odesłać do ośrodka dla uzależnionych.
Na drugi dzień babcia mogła już porozmawiać z wnuczką. Weszła do jej pokoju i ujrzała blada wymęczoną dziewczynę podłączoną do kroplówki. Babcia nie wiedziała jak ma zacząć rozmowę, ale w końcu wyksztusiła parę słów. Kasia nie chciała za bardzo powiedzieć dlaczego to zrobiła. Ale po namowach babci wyznała jej w końcu, że zrobiła to by zapomnieć. Babcia spytała o kim, o czym, chciałaś zapomnieć, czy to było związane z rozwodem rodziców? Lecz nie uzyskała odpowiedzi na to pytanie, tylko krótkie stwierdzenie nie mogę. Musiała opuścić salę, gdyż z wnuczką chciała rozmawiać policja. Rozmowa trwała kilka godzin. Po czym stwierdzono, że nie zostanie wystosowane oskarżenie i że obowiązkowo trzeba ja skierować do ośrodka dla uzależnionych.
Następnego dnia, gdy babcia weszła do pokoju Kasi, zobaczyła pomiętą fotografię z autografem: "W dowód miłości, Kochanej Kaniuli - Krzysztof". Przeszła jej po głowie pewna myśl, że pewnie doprowadziła się do tego stanu przez tego Krzysztofa.
Kasia z każdym dniem stawała się coraz zdrowsza, w szpitalu miała bardzo dobra opiekę. Uświadomiła sobie też, do jakiego stanu się doprowadziła i jakie to za sobą niesie skutki. Powiedziała sobie też, że z tym kończy i że chce dalej normalnie żyć, jak inni ludzie, a nie jak podczas kilku ostatnich miesięcy - cały czas na haju. Ciągle sobie powtarzała muszę zapomnieć o narkotykach i alkoholu.
Lekarz opiekujący się nią, był młody, pracujący pierwszy rok po studiach - Jurek. Poświęcał jej bardzo dużo czasu, nawet w wolnych od pracy godzinach chodził z nią do parku na spacer. I po kilkunastu dniach straszliwi się w niej zakochał, nie ma się co dziwić, w końcu była bardzo fajna, ładna, utalentowana, zawsze wesoła, a z pozycji w której się znalazła, był jeszcze odwrót. Ale niepokoiła, go jedna kwestia, to ciągłe zamyślenie Kasi. Od pewnego czasu podczas spacerów ciągle powtarzał jaj jedyne i te same słowa: "Kasiu ja wiem, że Ty wciąż o tym kimś myślisz i wiem, że nie o mnie, ale jestem pewien, że dla mnie rzucisz, niechby nie wiem kogo". Po tych słowach Kasia była jednak zawsze, przez chwile, smutna. Po pewnym czasie jednak i ona powoli się zaczęła w nim zakochiwać i nabierać do niego zaufania i w końcu opowiedziała mu historię o Krzysiu. Lekarz na to odpowiedział:
- "Ależ Kasiu, nie można całe życie myśleć o jednym chłopcu, przecież możesz się każdemu podobać".
- "Panie doktorze jak skończę 20 lat pojadę do klasztoru, tak już sobie przyrzekłam"
- "Ależ Kasiu, bądź poważna. Wiesz, że Cię bardzo Kocham, mów mi po prostu Jurek". W tej chwili chwycił ją za rękę, wziął w objęcia i począł całować. Wyrwała mu się z objąć i ze łzami w oczach uderzyła go w twarz. Z płaczem uciekła do szpitala, zamknęła się w pokoju i płakała. Jurek poszedł do niej z wizyta lekarską.
- "Dlaczego to jesteś właśnie Ty?". Usiadł koło niej.
- "Kasiu, czy ty mnie nie rozumiesz on już do Ciebie nie wróci". Kasia spojrzała na jego twarz i zauważyła płynące po niej łzy.
Nazajutrz Kasia wyszła ze szpitala. Jurek zawiózł ją do domu swoim samochodem. Kiedy wysiadała podała mu rękę, przyciągną ją i pocałował. Na pożegnanie wypowiedział tylko jedno krótkie zdanie.
- " Kasiu, jak ja Cię Kocham ".
Babcia już czekała z utęsknieniem, na nią w domu. Kasia rozpakowała swoje rzeczy, zjadła z babcią kolację i poszły na huśtawkę, która była na werandzie. Jak za dawnych czasów siedziały i rozmawiały.
W pewnym momencie babcia zapytała, kto ją przywiózł i czemu ją całował. Wtedy Kasia opowiedziała jej cały pobyt w szpitalu i jaką rolę w nim odegrał ten Pan, który ją przywiózł. Po czym babcia pokazała jej ta zmięta fotografie i zapytała, co to za Pan na tej fotografii. Kasia spojrzała i w jej oczach pojawiły się łzy. Postanowiła w końcu opowiedzieć babci całą historię. Po czym zadała babci pytanie:
- "Kochana babciu i co ja mam teraz z tym zrobić, Jurek, Krzysztof, ja się już w tym zupełnie zagubiłam. Poradź mi coś, proszę?".
- "Moim zdaniem powinnaś jednak zapomnieć o Krzysztofie i wyjść za Jurka". Po tych słowach Kasia powiedziała, że jest bardzo zmęczona i musi już iść spać. Tej nocy jednak nie zmrużyła oka, tylko rozmyślała co ma z sobą zrobić, jak ma sobie ułożyć dalsze życie.
W sobotę spotkała się z Jurkiem. Wybrali się na wspólny spacer. Zatrzymali się przy pobliskim stawie i w blasku księżyca całowali się namiętnie chyba ze 2 godziny. Po tym długim pocałunku usiedli na pobliskiej miedzy, gdzie Jurek oznajmił, że za tydzień bierze urlop i wyjeżdża na Mazury. Zaproponował jej, aby pojechała z nim. Po chwili namysłu, zgodziła się na wspólny wyjazd.
W drodze na mazury mieli małą stłuczkę, ale nic groźnego się nie stało. Trochę potłuczeni, dojechali w końcu, późną nocą na miejsce. Na wczasach świetnie się bawili. Jurek codziennie ja zaskakiwał i bardzo dobrze się z nim czuła. Nie brakowało im uśmiechu na twarzy. Kasia po raz pierwszy od dawna zapomniała o swoich problemach. Jurek wciąż też powtarzał Kasi, jak bardzo ją kocha. Któregoś dnia złożył jaj propozycję:
- "Kasiu, Kasiu moja Kochana, czy zechciała byś zostać moją żoną". Kasia zaniemówiła, zaczęła płakać, choć sama nie wiedziała, dlaczego. Odpowiedziała mu:
- "Wiesz, ja też Ciebie pokochałam, ale jeszcze muszę się zastanowić".
Kasia zaczęła się zastanawiać, czy to nie jest właśnie ten jedyny mężczyzna i czy posłuchać rady babci i ożenić się z nim. Piętnastego dnia swojego pobytu, po kolacji i całonocnej potańcówce w rytmie rocka doszła jednak do wniosku, że jeszcze zaczeka z tym postanowienie pewien czas, by się upewnić, że dokonuje dobrego wyboru.
Dwa dni później przyszła wiadomość, aby Jurek jak najszybciej przyjechał do szpitala w ważnej sprawie. Kasia została sama. Ale już zostało tylko dwa dni do powrotu. Ostatniego dnia po spakowaniu wszystkich rzeczy postanowiła, że na wybierze się do kina, ponieważ miał występować jakiś niezwykle utalentowany student. Czekając w kolejce po bilet, wciąż myślała o propozycji Jurka, lecz coś ja strasznie niepokoiło, nie wiedziała jeszcze co się niebawem wydarzy.
Weszła do kina, zajęła wyznaczone miejsce i z niecierpliwieniem czekała na występ, tego ponoć niepowtarzalnego studenta. W końcu wypowiedziano słowa: "Za chwilę pojawi się na scenie Krzysztof Stec, proszę go ciepło przyjąć". Pomyślała z miejsca o swoim Krzysiu, serce zaczęło jej mocniej bić. Wreszcie zaczął się występ, Kasia słuchała, czyżby to jej Krzyś śpiewał. Treścią piosenki było rozstanie z ukochaną dziewczyną, tytuł: "Wracaj Kasiu". Podczas piosenki uświadomiła sobie, ż eto właśnie jest jej Krzyś. Łzy spłynęły po jej twarzy, chciała krzyczeć, chciała rzucić się w jego objęcia. Kiedy koncert się skończył, szybko wybiegła na parking, ale niestety niebieski fiat z Krzysiem już odjeżdżał i po chwili znikł za zakrętem. Padła na kolana i pomyślała, że odjechał i już nigdy go nie spotkam, a on jednak nadal mnie szuka i kocha. Ze łzami w oczach i złamanym sercem powróciła do hotelu.
W nocy wrócił Jurek, od razu rzuciła się na niego i oznajmiła, że go kocha i ze chce spędzić z nim resztę swojego życia. I tak do rana płakał w jego objęciach, do końca nie wiedząc czy z żalu po stracie Krzysia, czy z radości ze może być z Jurkiem.
Po powrocie do domu Jurek oznajmił, że jak chce to za dwa tygodnie mogą wziąć ślub. Kasia się zgodziła. No i ruszyły pełną parą przygotowania do weseliska. Wesele było skromne, tylko najbliższa rodzina. Od teraz zamieszkali razem w domu Jurka. Kasia zaczęła studiować n pobliskiej uczelni. Razem z Jurkiem stali się przykładną rodzina, szczęśliwą i kochającą się. Podczas studiów dowiedziała się wielu rzeczy o Krzyśku, że po zerwaniu z nią zaczął studiować w szkole teatralnej, że dużo dziewcząt go otacza, ale on ciągle śpiewa i myśli tylko o jednej Kasi, wiedziała, że dotyczy to jej.
Mąż dobrze troszczył się o nią. Jej studenckie lata bardzo szybko minęły, otrzymała dyplom dyrektora ds. farmakologii. Spodziewali się dziecka. Nadszedł wreszcie ten dzień, w którym urodziła ślicznego chłopca. Kasia postanowiła dać mu na imię Krzysztof. I trach, świat się przewrócił. Jurek zaczął szaleć z radości, kompletnie zapominając o Kasi. Zaczął pić, palić trawkę oraz zażywać inne używki. Ich doskonała, pełna rodzinnego ciepła, kochająca się rodzina zmieniła się nie do poznania. Ciągle zaczęły wybuchać kłótnie o byle co. Jurek coraz częściej wracał do domu kompletnie zalany, czasem nawet do tego stopnia, że musiała go targać z chodnika do domu, bo nie był w stanie chodzić. Zaczęły się niepokojące telefony z pracy męża, że jeśli się nie opamięta to straci pracę. Ich małżeństwo wisiało na włosku. Minęło pięć koszmarnych miesięcy i Jurek pojawił się w drzwiach domu z bukietem róż i zaczął błagać na kolanach Kasię, by mu wybaczyła. Postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę.
Dziecko bardzo szybko rosło, Kasia często zabierała go na spacery do parku, czasem też razem z Jurkiem wyjeżdżali do babci na weekendy. Znów byli szczęśliwą kochającą się rodziną.
Pewnego mokrego i ponurego wieczoru, gdy Kasia kładła dziecko spać, nagle zadzwonił telefon.
- "Pani Katarzyno mamy bardzo smutną wiadomość, mąż Pani miał wypadek i leży w szpitalu". Kasia słysząc te słowa zemdlała i padła na podłogę, lecz po chwili ocknęła się i jak opętana pobiegła do szpitala i stanęła jak wryta przy łóżku swojego ukochanego. Jurek był cały zabandażowany i podłączony do rozlicznej aparatury. Otworzył powoli oczy.
- "Żono, Kasiu, wiem, że umrę, teraz wszystko co było moje, będzie twoje - dom, samochód, dziecko". Kasia usiadła na łóżku, łzy płynęły jej z oczu.
- "Jurku, Jureczku, kochanie moje, nie zostawiaj mnie samej".
Jurek znów otworzył oczy, popatrzył ostatni raz na nią i powiedział wątłym głosem:
- "Już umieram, trzymaj się Kasiu".
Pocałowała go już ostatni raz, po czym zamknął już oczy na wieki.
Z analizy lekarzy i dochodzenia policji okazało się, że przedawkował amfetaminę i kilka innych mocnych narkotyków i w stanie otępienia wsiadł do samochodu i z prędkością ponad 180km na godzinę uderzył w stojącą na poboczu ciężarówkę. Po 3 godzinach akcji ratunkowej i 5 godzinnej operacji okazało się, że ma zmiażdżone obie nogi, połamane żebra złamany kręgosłup, wstrząs mózgu i przebite płuco, jego najlepszy przyjaciel z którym razem zażył wtedy narkotyki wylał na siebie kilkadziesiąt litrów gotowanej wody i tez zmarł w szpitalu.
Kasia pochowała go na cmentarzu w najpiękniejszym miejscu, na małym wzniesieniu.
Postanowiła zapomnieć o przeszłości i zając się malcem. Przychodziło jej to z wielkim trudem. Płakała całymi nocami, o mały włos nie popadła w depresję. Ale jakoś się udało pozbierać się i zacząć normalnie żyć, no bo przecież nigdy nie da się zapomnieć kogoś kogo się kocha.
Podjęła pracę w miejskiej przychodni. Zajmowała się rehabilitacją ludzi po wypadkach, a po za tym zajmowała się łączeniem ludzi zakochanych.
Pewnego razu, gdy siedziała w swoim gabinecie, czekając na kolejnego klienta, weszła 17-letnia dziewczyna o niebieskich oczach i perłowych włosach, i zapytała:
- "Czy zechce mi Pani pomóc".
- "Ależ oczywiście" - odpowiedziała Kasia. Dziewczyna powoli opowiedziała jej o swojej miłości, o chłopcu, którego kocha i nie potrafi już dłużej żyć bez niego.
- "Przepraszam, nie wiem czy powinnam zapytać, a jak Pani ma na imię?" - spytała Kasia.
- "Jolanta B..." - odpowiedziała dziewczyna.
Kasi długopis wypadł z ręki, osłupiała, lecz po chwili spytała cicho:
- "A czy Pani ma męża?"
- "Nie tylko opętanego brata, który zakochał się nad życie w jakiejś Kasi i ciągle o niej myśli, układa dla niej wiersze, pisze piosenki i na okrągło powtarza jej imię, a żeby tego było mało to po każdym koncercie zawsze jej szuka."
- "A czy mogę wiedzieć, gdzie się Pani brat znajduje".
- "Teraz jest za granicą, a za dwa tygodnie ma występ w Warszawie".
Po tej rozmowie Kasie poradziła Jolancie co może spróbować zrobić dla swojej miłości.
- "Dziękuję Pani" - powiedziała Jola.
- "Nie mów mi po imieniu, po prostu Kasia". Jola spojrzała na nią badawczo i wyszła.
Kasia z niecierpliwością czekała tych 2 tygodni. Jola postarała się dla niej o bilet.
Minęły dwa tygodnie. Kasia, elegancko ubrana, pojawiła się w Warszawie. Powoli udała się do miejsca występu Krzysztofa. Weszła do sali, usiadła, jak kiedyś, w pierwszym rzędzie i czekała na rozpoczęcie koncertu. Zaczęło się koncert, Kasia wzruszona i ze łzami w oczach patrzyła na tego, którego tak naprawdę od lat Kocha.
Po występie poszła za nim, w kierunku hotelu. Tuż przy wejściu poprosiła go o autograf.
- "Niech Pani da mi święty spokój, nie jestem w nastroju do dawania autografów" - odpowiedział.
Było bardzo ciemno i głośno więc nie rozpoznał ani jej, ani jej głosu. Kasia jednak nie odpuściła i szła dalej za nim na górę. Nie wytrzymała i krzyknęła:
- "Krzysiu, Krzysztofie, Krzysiu, czy ty mnie naprawdę nie poznajesz?"
Krzysztof powoli się odwrócił, stanął jak wryty i patrzył na nią chyba ze 4 minuty, po czym krzyknął:
- " Kasiu, Ksiulu, wreszcie jesteś". Podbiegł do niej, chwycił ją na ręce i zaniósł na górę, z radości zaczął płakać jak dziecko. Tulił ją i całował, chyba pół godziny, aż wreszcie chwycił za rękę i zobaczył obrączkę.
- "Dlaczego to się stało, dlaczego?" - spytał.
- "Pozwól, że ci opowiem swoją smutną historie".
- " Proszę bardzo, mów ile chcesz, tak bardzo tęskniłem za Tobą i twym głosem".
Jak dawniej siedzieli przytuleni, a Kasia opowiadała mu o swoim wypadku, o Jurku, o dziecku, o małżeństwie, no i o tym jak w końcu trafiła tutaj i się odnaleźli. W pewnej chwili spytała:
- "Krzysiu, czy ty byłbyś w stanie mi wybaczyć?".
- "Ależ Kasiu, moja kochana, nic złego nie zrobiłaś, tu nie ma czego wybaczać"
- "Czyli mógłbyś?"
- "Oczywiście, choć nie ma czego, ja tak Cię kocham, że wszystko bym ci wybaczył".
W tym żarze miłości, przytuleni, szczęśliwi zasnęli.
Po niedługim czasie postanowili, że nie ma na co czekać i nie ma po co ukrywać swojej miłości, więc czas wziąć ślub. W połowie sierpnia ksiądz związał ręce Krzysztofa i Katarzyny. Nareszcie Kasia czuła się naprawdę szczęśliwa.
Zamieszkali we czwórkę z babcią i małym Krzysiem. Krzysztof nadal śpiewał, a Kasia leczyła ludzi.
Po przyjściu na świat córeczki, Kasia postanowiła dać jej na imię "Marzenia", na pamiątkę wszystkich marzeń o Krzysztofie.
Marzena, mając 18 lat poznała chłopca i wyszła za niego miał on też o dziwo na imię Krzysztof.
Natomiast brat Marzeny, Krzysztof, też nieszczęśliwie się zakochał, ale nie spieszył się z małżeństwem, poświęcił się studiom, chciał tak jak ojciec być lekarzem, ale jego los potoczył się nieco inaczej, ale to już inna historia.
Często rodzina Kasie zasiadała przy kawie. Bohaterką tych chwil była Kasia. Opowiadała ona swoje trudne przejścia życiowe, rozczarowania, jakie przeżyła, oraz o szczęściu obecnym z Krzysztofem.
Dla mojej Ukochanej